Masaż nigdy mnie nie fascynował, dopóki nie natrafiłam na masaż Lomi Lomi Nui. To była zdecydowanie miłość od pierwszego wejrzenia. Zafascynowało mnie całościowe ujęcie człowieka oraz filozofia Huny, nierozerwalnie związana z tym masażem. Zasady Huny były dla mnie odkryciem, całkowicie nowym spojrzeniem na prawa rządzące światem. Niby proste, ale pełne zrozumienie nie przyszło od razu. Pamiętam, że długo błędnie rozumiałam trzecią zasadę Huny, zwaną MAKIA – energia podąża za uwagą. Skoro czegoś bardzo chcę i się na tym skupiam, to w myśl tej zasady powinnam to dostać, czyż nie? Tak właśnie sobie myślałam, zanim dotarło do mnie, że inwestuję energię, uwagę, skupiam się na braku tego, na czym mi zależy. W efekcie dostaję więcej … braku.
Prócz niewątpliwej wyjątkowości masażu Lomi Lomi Nui, urzeka mnie w nim konieczność ciągłej pracy nad sobą, doskonalenia nie tyle techniki co czucia, synergii z drugim człowiekiem. Taki proces podążania w kierunku, co do którego nabrało się pewności, to coś czego zazdroszczę sama sobie😊